środa, 23 czerwca 2010

Przyjaciele, tubylcy i przestępcy

Przyjaciele, tubylcy i przestępcy

Autor: Juliusz Verne

Tytuł: Dzieci kapitana Granta

Wydawnictwo: Greg

Rok wydania: 2006 Rok powstania: 1868

Cena: 10,60

Liczba stron:
404

Format: 145 x 205

Na poszukiwanie kapitana Harry’ego Granta wyrusza statek z lordem Glenarvanem, jego żoną, dziećmi zaginionego, roztargnionym geografem Paganelem, dzielnym Johnem Manglesem i wieloma innymi. Ich jedynym tropem, mającym pomóc odnaleźć nieszczęśnika, jest tajemnicza butelka z prośbą o ratunek, znaleziona we wnętrznościach rekina u wybrzeży Szkocji. Tekst, nadgryziony zębem czasu i częściowo zniszczony przez morską wodę, napisany został w trzech językach: angielskim, niemieckim i francuskim. Nie da się go jednak poprawnie odczytać, co staje się źródłem niekiedy zabawnych, ale także strasznych pomyłek i wielu przygód.

Niełatwo jest okrążyć świat w 400 stron, jednak Juliusz Verne – mistrz powieści podróżniczej i dziadek gatunku science fiction – z właściwym sobie humorem, pomysłowością i pasją prowadzi swoich bohaterów przez patagońskie pampasy, pustkowia Australii i lasy Nowej Zelandii. Czasu jest mało, więc wszystko odbywa się w wielkim pośpiechu. Jednakże wydaje się, że kilka razy akcja traci tempo, co sprawia, że zaczynamy się niecierpliwić. Juliusz Verne buduje w ten sposób napięcie, którego często brakuje w książkach podróżniczych. Z wielką prostotą wplata do fabuły problemy polityczne, społeczne, doskonale przedstawiając i oddając wygląd oraz stosunki panujące w ówczesnym świecie.

Dzieci kapitana Granta charakteryzują się wielowątkowością. Wszyscy szukają zaginionego, ale natykamy się także na mnóstwo zdarzeń pobocznych m.in. wątek miłosny. Mają one ożywić akcję powieści i sprawić, byśmy, czytając książkę, nie nudzili się. Autor dokładnie dopracował wszystkie szczegóły, co sprawia, że każdy wątek jest barwny i ciekawy. Doskonale operuje przy tym komizmem i tragizmem sytuacyjnym, dzięki czemu jego dzieło niejednokrotnie zapiera dech w piersiach.

Juliusz Verne porusza w książce wiele problemów dotyczących współczesnej mu rzeczywistości. Znajdujemy więc zagadnienia dotyczące angielskiej polityki w II połowie XIX wieku, sprawę kolonizacji i przystosowywania tubylców do życia w cywilizacji. Autor mówi także o wielkiej miłości, sile przyjaźni i uczuć, skutkach nieostrożności oraz przestępstwie. Wszystko to zmusza czytelnika do zastanowienia się nad tym, czym naprawdę jest przywiązanie, jakie wartości należy cenić. Mimo, że akcja toczy się w niecodziennych warunkach, łatwo zauważyć życiowość i realność problemów pojawiających się w niej, a także ponadczasowość spraw, które rozważają bohaterowie. Francuski pisarz udowadnia za pomocą swoich licznych badań i erudycji, że dobrze zna ludzką naturę i jej prawidłowości.

Przyznam, że nie mogłam oderwać się od Dzieci kapitana Granta. Książka została napisana bardzo prostym językiem. Autor dokładnie opisuje klimat, szczegóły dotyczące krain, przez które wędrują bohaterowie. Nie brak także nacechowanych emocjonalnie słów, opisu uczuć, postaci. Pojawia się wiele dobrze dobranych epitetów oraz interesujących porównań. Wszystko to sprawia, że czytelnik zapada się w świat stworzony przez Verne’go i z pałającymi policzkami śledzi wydarzenia.

Trzeba też wspomnieć, że Dzieci należą do cyklu literackiego Niezwykłe podróże i są pierwszą częścią tzw. dużej trylogii verne’owskiej. Spełniają również wszystkie wymagania klasycznej powieści podróżniczej – pojawia się w nich sytuacja wstępna, podjęcie przygody i podróż.

Dzieci kapitana Granta to książka ponadczasowa, ujmująca i wciągająca. Mimo, że ma już prawie 150 lat, ciągle powinna zajmować ważne miejsce w naszej świadomości. Przeczytajcie, kto wie co was czeka na następnej stronie.

Recenzja zaliczeniowa
i szczególne podziękowania kieruję do Anuli Wawrzyniak, która dokładnie sprawdziła recenzję bezlitośnie eliminując błędy :)
Przeczytajcie, bo warto :D Lektura idealna na wakacyjne, słoneczne popołudnia :)

niedziela, 6 czerwca 2010

Reportażowo- Wspomnienie o taize w Poznaniu

„Europejskie Spotkanie Młodych”


Pełen pociąg. Radosne śpiewy, gitarowe przygrywki, rytmy na bębnach. W takiej atmosferze zmierzaliśmy do Poznania na Europejskie Spotkanie Młodych organizowane przez wspólnotę braci z Taize we Francji, w dniach od 29 grudnia do 2 stycznia. Do Poznania przyjechało około 40 tys. młodych ludzi z Europy oraz przedstawiciele młodzieży z całego świata. „Pielgrzymka zaufania przez ziemię”- to hasło towarzyszy już spotkaniom taize od wielu lat.


Obawy


Przyznać muszę, że w podróży na spotkanie młodych towarzyszył mi pewien stres i niepewność. Pierwszy raz miałam okazję brać udział w podobnym „zlocie”. Trudno mi było wyobrazić sobie całe przedsięwzięcie pod względem logistycznym. Moje obawy o to jak będziemy jeść, pić, a przede wszystkim modlić się bardzo szybko zostały rozwiane.

Plewiska city

Centrum naszej wspólnoty były Międzynarodowe Targi Poznańskie- ogromna przestrzeń w samym centrum mogąca pomieścić wiele tysięcy ludzi. Po załatwieniu niezbędnych formalności, otrzymaniu kart uczestnika upoważniających do odbioru jedzenia i podróży środkami komunikacji miejskiej, udaliśmy się do naszych parafii. Wszyscy pielgrzymi rozlokowani zostali zarówno w Poznaniu, Gnieźnie jak i w okolicach obu miast. Wraz ze znajomymi pojechaliśmy do uroczej małej parafii pod Poznaniem- Plewiska. Po ciepłym przyjęciu w miejscowej szkole, trafiliśmy do bardzo młodego małżeństwa, gdzie mieszkaliśmy przez następne pięć dni.

Różny język, ta sama modlitwa

Po krótkim odpoczynku udaliśmy się do miasta na pierwszą kolację oraz modlitwę. Muszę przyznać, że niesamowite wrażenie zrobiły na mnie dwie wielkie sale przygotowane do modlitwy, zdolne pomieścić całe 40tys. osób. To niezwykłe, mieć świadomość, że właśnie w tym momencie, w tym konkretnym miejscu znajduje się tak wiele dziesiątek tysięcy ludzi, którzy razem wznoszą swoją myśl ku Bogu, bez względu na różnice, które ich dzielą, bez względu na język, którym mówią.

Układ każdej modlitwy był taki sam. Na początku śpiewaliśmy pieśni z kanonu taize. Po lekturze Pisma św. oddawaliśmy się krótkiej medytacji, po której brat Alois wygłaszał słowo do zebranych. Następnie każdy mógł uczestniczyć w indywidualnej modlitwie pod krzyżem. Do naszych miejscowości odwoziły nas podstawiane autobusy.

Hiszpanie, Włosi, Polacy, Ukraińcy i Chorwaci

Każdy poranek rozpoczynaliśmy Mszą św. w parafiach, w różnych językach. Słyszeliśmy więc czytania po niemiecku, Ewangelię po hiszpańsku, kazanie po włosku, modlitwę powszechną po chorwacku. Wszyscy zebrani mówili do Boga w różny sposób, a jednak wszyscy mówiliśmy to samo. Po zakończeniu Eucharystii modliliśmy się we wspólnocie, a następnie rozchodziliśmy na spotkania dyskusyjne.
Do naszej grupy należeli Hiszpanie, Włosi, Polacy, Ukraińcy i Chorwaci. Przewodził nam tzw. moderator, którym był hiszpański katecheta z Majorki- Thomeu. Na spotkaniach odczytywaliśmy fragment listu brata Aloisa, o którym następnie rozmawialiśmy. Międzynarodowe dyskusje są bardzo owocne. Dowiedzieliśmy się, że nie tylko myślimy podobnie, ale borykamy się z tożsamymi problemami jak i pytaniami. Następnie udawaliśmy się do centrum, gdzie czekały na nas kolejne punkty programu, podobne jak dnia poprzedniego.


Festiwal narodów


W Sylwestra, oprócz wszystkich wyżej wymienionych punktów, przygotowywaliśmy festiwal narodów- tzn. wielką imprezę, w czasie, której każda nacja miała zaprezentować coś charakterystycznego dla swojego kraju. Po nocnej modlitwie o pokój na świecie, podziwianiu fajerwerk i wielu serdecznych życzeniach, rozpoczęliśmy festiwal narodów. My, Polacy tańczyliśmy oczywiście poloneza, do którego włączyli się szybko przedstawiciele innych narodowości. Z Chorwatami śpiewaliśmy wesołe piosenki, z Hiszpanami wywijaliśmy Macarenę, a z Niemcami kolędowaliśmy. Potem wszyscy zgodnie szaleliśmy na dyskotece prawie do białego rana(czyli do drugiej ;))

Pożegnania nadszedł czas

Modlitwy, wymiana kontaktów wypełniły cały kolejny dzień i tak przyszedł czas rozstania i czas długich powrotów do domów.
Bardzo mile wspominam spotkanie Taize w Poznaniu. Wypełnione było wspólną modlitwą, śmiechem, radością, nowymi znajomościami. Wprawdzie brakowało mi wystawienia Najświętszego Sakramentu przy modlitwie, czy też błogosławieństwa, niemniej jednak zachęcam każdego, by chociaż raz w swoim życiu spróbował tego czym jest Spotkanie Młodych i Pielgrzymka Zaufania przez ziemię.
Następne spotkanie za rok w Rotterdamie.

Miesięcznik Emaus