Ha! Wszyscy mają bloga, mam i ja :) W sumie nie od dziś. Przez ponad pół roku czaiłam się ze swoim grafomaństwem, zastanawiając się nad tym, co i na ile z mojego pismactwa ma sens.
Dlaczego postanowiłam się ujawnić? Dziennikarstwo jest moim powołaniem, moją zajawką i jedną z moich miłości. Piszę od wielu lat, jednak całkiem niedawno zdecydowałam o tym, że chcę być dziennikarzem, chcę pomagać ludziom przez to co piszę, chcę być tam gdzie wiele dzieje się, że moja ciekawość świata nie jest w stanie znieść bierności i siedzenia w jednym miejscu. Właśnie dmucham na torcie swoją pierwszą świeczkę. Przez ten rok powstało wiele tekstów, które leżą zakurzone w archiwum. Nie piszę idealnie gładko, być może nigdy nie pozbędę się pewnych negatywnych przyzwyczajeń, ale chcę się dzielić, tym co robię, tym do czego dążę, dlatego też odkurzam archiwum i swoje kolejne teksty - gorsze lub lepsze będę wrzucać na swojego nazwijmy to - mini-bloga. Dlatego też zapraszam do czytania, może kontestowania, a na pewno i krytyki. Na moim blogu znajdzie się trochę informacji, publicystyki czyli generalnie przekrój tego co robię na studiach. Nie ukrywam też, że blog stwarza mi możliwość pisania i doskonalenia się w swoim warsztacie, gdyż im więcej się pisze, tym lepszy język można uzyskać.
Na początek wrzucam moją sylwetkę pisaną na zaliczenie, podczas sesji zimowej. Myślę, że może ona przybliżyć to kim jestem i w sumie tego chcę :)
Świat byłby uboższy
Wiecznie roztrzepana, zapominalska, a do tego żywa. Gdy jest w złym humorze, wszystko leci jej z rąk, gdy się cieszy mogłaby przytulić świat. Kobieta do której nie można inaczej jak tylko z anielską cierpliwością i z dużym dystansem.
„Od początku była bardzo leniwa”- powiedziała mama Anny Marii Zofii Teresy Piechowskiej, urodzonej w Tczewie na Pomorzu skąd pochodził też Grzegorz Ciechowski. „Termin miałam wyznaczony na ósmego grudnia, a Ania przez dziesięć dni nie zamierzała ruszyć się na świat, dopiero trzeba było interwencji chirurgicznej, by moja córka urodziła się.” Trzeba przyznać, że coś z tego wycofania panny Anny pozostało. Do dzisiaj chętnie ucieka do świata swojej wyobraźni pełnego niezwykłych czynów, dzielnych rycerzy i walecznych księżniczek, którym ani łuk nie jest obcy, ani wiertarka.
Z drugiej strony od dziecka była niezwykle ruchliwa. Sylwia, kuzynka na pytanie o dzieciństwo naszej czteroimiennej istoty stwierdziła: „Nienawidziłam się nią opiekować. Gdy miałam pilnować małej Ani, chciało mi się płakać. Wystarczyło, by człowiek się odwrócił, a ona znikała i nie można jej było nigdzie znaleźć. Tyle się naszukałyśmy z babcią”. No tak, wystarczy, że wykładowca odwróci się, a panny Piechowskiej nie ma.
Natomiast babcia nie pamięta tak drastycznych chwil z życia swojej najmłodszej wnuczki. „Ania zawsze chodziła mi po mleko. Taka mała dziewczynka, a niosła taki wielki trzylitrowy baniak i nigdy nie rozlała ani kropelki”. Prawda, zdarza się jej uważać, by nie zabić wszystkich po drodze.
„Gdy Aneczka miała dwa i pół roku pojechałyśmy do sanatorium dla matki z dzieckiem w Szklarskiej Porębie. To była jej pierwsza styczność z górami- powiedziała mama- wszystkie dzieci płakały i marudziły, gdy inne mamy zabierały je w góry, natomiast Ania dziarsko maszerowała, wyraźnie zafascynowana. Czasami nawet gryzła wargi, ale zaciskała usta w podkówkę i szła”. Ot uparte stworzenie, jak się zaweźmie, nie odpuści, chociażby paść miała.
Do głosu wreszcie dochodzi tata: „Pamiętam naszą rodzinną wycieczkę nad Morskie Oko. Ania była wtedy w czwartej klasie. Postanowiliśmy, że do Oka pójdziemy pieszo. Całą drogę szliśmy i naśmiewaliśmy się z turystów jadących na wozach, że jak są głodni, to pewnie trochę tego siana co dla konia podjadają. A oni myśleli, że się uśmiechamy do nich i nam kiwali. Moja córa była bardzo zdeterminowana, żeby dojść szybko nad Morskie Oko i udało się nam. Byliśmy szybciej niż Asia z Piotrem, a oni jechali wozem.” Miłość do gór, którą zaszczepili Ance rodzice rozwinęła się i spowodowała, że jednym z jej największych marzeń jest zostać taternikiem. Ćwiczy intensywnie, by spełnić swoje pragnienie, czasem załamuje się i chce sobie dać spokój, ale nie potrafi.
„Kiedyś rozgotowała mi ziemniaki, cała woda wyparowała i jeszcze siłą zmusiła mnie do tego, bym to zjadł. Potem oczywiście przepraszała i aż się popłakała”- mówi jej brat Piotr- nieco ubawiony, nieco rozżalony za beznadziejne zachowania siostry w okresie dojrzewania. „Innym razem tak się tłukliśmy, że wpadliśmy na gipsową ścianę, która rozłamała się na pół. Rodzice byli na nas wściekli”. I dzisiaj Ania bywa agresywna, szczególnie, gdy ktoś bardzo ją rozzłości.
Dziadek Ani stwierdził: „Zawsze pomagała w noszeniu zakupów, bardzo przejmowała się tym. Przychodziła też co tydzień i ścierała kurze, odkurzała, myła podłogi, bo my z Zosią nie mogliśmy już sobie poradzić. Dobre dziecko”. Ona nie może patrzeć na osoby chore, słabe, starsze i zostawić je bez pomocy. Wykracza to poza jej możliwości. Nie obchodzi jej, że być może człowiek ten zasłużył na taką dolę, bo wg Ani każdy człowiek zasługuje na dobro.
„Ania Piechowska dosłownie wymiatała nam pół biblioteki. Dla niej nie straszne były żadne ilości książek. Potrafiła jednego dnia wypożyczyć dwie książki, a następnego dnia odnieść je i poprosić o kolejne.” Tak, tak! Czytanie zawsze było czymś niesamowitym dla panny Anny i tak już zostało. Dlatego tak źle słucha się jej wykładów.
„Z Aneczką można gadać godzinami. Czasami odlatuje, gdzieś myślami, ale zawsze jest cennym doradcą. Przez swoją szczerość aż do bólu, potrafi cię zganić albo pochwalić. Czasami nie jest to przyjemne, ale wiem, że nie okłamałaby mnie”- mówi Natalia, jedna z przyjaciółek.
Ciężko sobie wyobrazić, żeby świat mógł istnieć bez Ani Piechowskiej. Mimo swoich wad takich jak agresja, lenistwo, upór, namolność, melancholia, a czasem i chęć rzucenia wszystkiego i ucieczki, Ania jest osobą bardzo otwartą, żywiołową, radosną, chętną do niesienia dobra i pomocy. Może jednak świat mógłby istnieć bez Anny, ale o ile byłby uboższy.
niedziela, 23 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ania potrafi dać w kość, w szczególności nie radzę z nią zadzierać tocząc batalie na śniegu :) nieustraszona wojowniczka :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Twojego bloga Aniu :) masz talent i nie zmarnuj go!
Tomek Ujma
Kolega Ani stwierdził: "Świr" :)
OdpowiedzUsuńTo ja oprocz tego kolegi o ktorym wspominam, ciekawe kto to :P i kolegi Tomka z którym się w 100% zgadzam w części o talencie, chce Ci życzyć sukcesu i rozwoju, w ktore ogromnie wierze, że przyjdą do Ciebie tak jak sobie na nie właśnie zapracowujesz :)
I mam nadzieje, że Nasze planowane podróże będą dla Ciebie ogromną inspiracją do artykułów, tekstów a i wspomnien i kolejnego wpisu w tym blogu ...
Och, dziękuję kolegom za tak miłe komentarze. Uwaga, bo jeszcze w samouwielbienie wpadnę i wtedy zamiast wrzucać teksty będę kontemplować przed lustrem :P
OdpowiedzUsuńTomku, czekam kolejnych zimowych rekolekcji Jankowych, żeby po raz kolejny poużywać na śniegu i sam wiesz :P
Radku, jasne, że podróże będą inspiracją, już są :)
pozdrawiam was serdecznie panowie :)